top of page

WU WEI - niedziałanie to też decyzja

Zdjęcie autora: FilomenaFilomena

Jakiś czas temu śniło mi się, że ktoś wypowiada do mnie dziwne słowa: wu wei... We śnie nie wiedziałam, co one znaczą i patrzyłam zdezorientowana na mojego rozmówcę, jakby mówił do mnie w jakimś obcym języku. Chwilę po przebudzeniu dalej słyszałam w głowie: wu wei, wu wei... Nie pamiętałam wtedy znaczenia tych słów, ale pomyślałam, że brzmią dziwnie znajomo, więc może warto je sprawdzić. Chwyciłam za telefon, wpisałam w Google i już wszystko stało się jasne...


Wu wei to po chińsku: niedziałanie i jest podstawową zasadą taoizmu, mówiącą o tym, żeby pozwolić rzeczom dziać się zgodnie z naturą, bez ingerencji i narzucania czegokolwiek. Nie chodzi tu jednak o bierność, bezczynność, ignorancję lub olewanie wszystkiego dookoła, ale o świadome odpuszczanie i to wcale nie jest takie proste.


Wu wei to sztuka robienia właściwych rzeczy, we właściwy sposób i we właściwym czasie, przy jednoczesnym pogodzeniu się z tym, na co nie mamy wpływu. Porzucenie sztucznych, narzuconych przekonań, zasad, rad, zaleceń i dążenie do autentyczności, za sprawą której robimy to co właściwe, w sposób naturalny, bez wysiłku. To się po prostu dzieje. Wu wei to zatem duchowy stan całkowitej naturalności, wymagający jednak poddania ego. To porzucenie przekonania, że zawsze trzeba o coś walczyć, udowadniać, manifestować, przekonywać. Zamiast siłowania się z przeszkodami czasem lepiej się im poddać, pozwolić sobie na bezradność, uznać rzeczywistość taką, jaka ona jest. Wu wei to też zaufanie, że to co się dzieje, nawet jak nam się nie podoba może mieć swoje znaczenie i sens, choć w danej chwili nie jest to ani oczywiste, ani widoczne. To zaprzestanie walki z naszymi niedoskonałościami, nieszczęściami, niesprawiedliwością. To świadome zarządzanie naszą uwagą i energią, bez marnowania jej na bezproduktywną walkę z otaczającym nas światem.


Czy jednak w dzisiejszym świecie to jest w ogóle możliwe?

Czy można nie działać kiedy dookoła są wojny?

Czy można milczeć, kiedy ludzie, którzy mieli być autorytetami zachowują się nieetycznie?

Czy można się zatrzymać w pogoni za wydajnością, efektywnością, zwycięstwem, bogactwem i wieczną młodością?

Czy można się poddać cierpieniu, depresji, przemocy?


Choć wydaje się to trudne, a może nawet niemożliwe, często jednak można odpuścić. Nie oznacza to wcale milczącego przyzwolenia na przemoc, łamanie zasad etyki, czy zaniedbanie siebie. Czasem trzeba podjąć dyskusję, opowiedzieć się po jakiejś stronie, wyrazić niezgodę na coś. Czasem nawet trzeba o coś zawalczyć, jeśli zostaniemy w tę walkę wciągnięci. Warto jest jednak zadbać, podejmując jakiekolwiek decyzje, żeby były świadome, oraz pamiętać, że niedziałanie to też może być świadoma decyzja. Nieczytanie agresywnych komentarzy w Internecie, nie podejmowanie walki, której przebieg będzie bardziej szkodliwy, niż korzyści z ewentualnego wątpliwego efektu końcowego, nie odpowiadanie na powakacyjne maile, wiadomości, zaproszenia do kontrowersyjnych dyskusji, nie udzielanie rad komuś, kto i tak z nich nie skorzysta, lub skorzysta i wróci z pretensjami, nie udowadnianie na siłę i za wszelką cenę światu swojej racji, mądrości i wartości. Tam gdzie niedziałanie jest świadomą decyzją odzyskujemy energię i spokój i możemy się zająć tym co słuszne i właściwe. Możemy po prostu robić swoje i czerpać z tego poczucie spełnienia i satysfakcję, nawet wtedy, kiedy spotykamy się z negatywną reakcją świata dookoła, zwłaszcza tego świata, który woli działać, kontrolować i rządzić. Niedziałanie to też pozwolenie sobie poczuć, zamiast od tych uczuć poprzez działanie uciekać. Nawet będąc w głębokiej depresji, na różne, często destrukcyjne sposoby próbując uciec od jej przeżywania nie dajemy sobie szansy na zrozumienie jej znaczenia. Każde cierpienie, które przeżywamy nie powstało z niczego, a dotarcie do jego źródła wymaga jego uznania i przeżycia w naturalny sposób, choć wydaje się, że łatwiej jest pójść pobiegać, albo wypić drinka. Czasem nawet terapia to też niedziałanie, kiedy jedyne co jest możliwe, to wylewanie przez godzinę morza łez zdławionych głęboko przez całe życie. To też jest czasami potrzebne. Czasem terapia to też nauka niedziałania, zwłaszcza kiedy jedynym momentem zatrzymania i refleksji w życiu jest 50 minut raz w tygodniu, w czasie sesji.


Wrócę jeszcze do refleksji na temat mojego snu. Nie chcę tu nikogo przekonywać, że to było jakieś objawienie. Z pewnością musiałam gdzieś, kiedyś w przeszłości czytać lub słyszeć o znaczeniu słów wu wei, jednak nie zapadły mi one w pamięć. To jednak ciekawe, że zapomniane przeze mnie słowa w jakiś sposób znalazły z poziomu nieświadomości drogę do wyłonienia się z zakamarków pamięci. Myślę o nich regularnie od kilku miesięcy i nie wchodząc w osobiste szczegóły, mam poczucie, że w momencie, w którym mi się przyśniły stały się swego rodzaju ważnym drogowskazem na kolejne miesiące, choć nie zawsze z jego mądrości korzystałam. Wszędzie jednak gdzie podjęłam działanie, które okazywało się bezcelowe i niepotrzebne przypominałam sobie o tym śnie. Staram się też o nim myśleć zanim podejmę działanie, co do którego mam wątpliwości i odkrywam coraz głębsze znaczenia tego snu. Myślę o nim również w moim gabinecie, kiedy już mam na końcu języka różne z mojego punktu widzenia oczywiste interpretacje i interwencje i czasem je świadomie zatrzymuję, bo wtedy dopiero mogę autentycznie towarzyszyć moim pacjentom w procesie terapii i pozwolić im samodzielnie odkrywać znaczenia zdarzeń, emocji i całego procesu. Nie o to przecież chodzi, żeby za kogoś myśleć, decydować i tłumaczyć co czuje, tylko pozwolić mu poczuć, zrozumieć, odkryć i wracać do siebie. I nie o to chodzi nie tylko w relacji terapeutycznej. Wszędzie tam, gdzie staramy się kontrolować czyjąś drogę, zbaczamy z własnej. Autentyczne wsparcie we wszystkich bliskich relacjach wymaga towarzyszenia w drodze, zaciekawienia, empatii, ale nie kontroli i narzucania czegokolwiek.


Wu wei to naturalne pozostawanie na swojej drodze, zaufanie do tej drogi i zaufanie do tego, że każdy ma swoją drogę, w którą nie należy wymuszonym działaniem ingerować. Można jednak tą drogę starać się przebywać bardziej świadomie, dążąc do tego by była jak najbardziej autentyczna i przede wszystkim własna. Teoretycznie powinno to się dziać samo z siebie, naturalnie, a jednak okazuje się, że we współczesnym świecie, z różnych powodów wymaga sporo pracy. Wymaga bowiem uważności, cierpliwości, akceptacji i spontaniczności. Wymaga też otwartości, kreatywności, pracowitości, ufności, odpuszczania władzy, kontroli, chęci posiadania. Nie chodzi zatem o bierne i bezmyślne egzystowanie, tylko o istnienie objęte uważną refleksją i dbaniem o kontakt z głębokim rozumieniem siebie i otaczającego świata. Warto zatem zatrzymać się czasem na chwilę, opuścić żagle, poddać zadumie i spokojnie płynąć z prądem życia, podążając za swoimi prawdziwymi potrzebami i w zgodzie ze sobą. Kto wie, może tam, gdzie w ten sposób dopłyniemy jest więcej takich spokojnie dryfujących łódek, a pędzące wciąż za czymś statki popłyną w inną stronę... A może nawet te statki też w swoim czasie zwolnią, opuszczą żagle i popłyną dalej już we właściwym, swoim kierunku...






bottom of page