top of page
Zdjęcie autoraFilomena

Dzielne dzieci, czy ukradzione dzieciństwo? Czym jest parentyfikacja i jakie ma konsekwencje?

Chętnie słuchamy i opowiadamy o dzieciach, które są grzeczne, dojrzałe, odpowiedzialne i samodzielne. Nie tylko przynoszą świadectwa z paskiem, ale i potrafią zająć się rodzeństwem, domem, zrobić zakupy, ugotować obiad, upiec ciasto, wezwać karetkę lub stawić czoła różnym wyzwaniom, z którymi niejeden dorosły miałby problem. Opiekują się chorymi rodzicami lub dziadkami, rozwiązują problemy dorosłych, towarzyszą, pomagają, przejmują odpowiedzialność i wyręczają opiekunów w wielu zadaniach. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nic złego się nie dzieje. Takie dziecko to przecież powód do dumy. Czy na pewno? Gdzie jest granica pomiędzy prawidłowym rozwojem odpowiedzialności u dzieci, a destrukcyjną parentyfikacją?


Parentyfikacja, czyli odwrócenie ról w rodzinie to rodzaj przemocy należący do kategorii krzywdzenia i zaniedbania emocjonalnego. Jej konsekwencje są takie same, a czasami nawet jeszcze gorsze niż przemoc fizyczna. Zaniedbanie polega przede wszystkim na tym, że dziecko nie może realizować swoich, właściwych rozwojowo potrzeb takich jak: otrzymywanie miłości, akceptacji, bycia zauważanym, bycia w relacji z rodzicem, który się do niego dostraja, a zamiast tego realizuje potrzeby rodzica. W wyniku destrukcyjnej parentyfikacji dziecko po prostu nie może być dzieckiem. Zostaje zatem w pewnym sensie okradzione ze swojego dzieciństwa. Na rolach powierzonych przez dorosłych opiera się wartość tego dziecka zarówno w oczach otaczających go dorosłych, jak i jego własnych. Nie ma miejsca na beztroskę, spontaniczność, zabawę, eksplorowanie świata i odkrywanie siebie. Co gorsza koszty i konsekwencje tej kradzieży w przyszłości poniesie jej ofiara, a nie sprawca. Jak w przypadku każdej traumy konsekwencje te często ciągną się za ofiarą przez wiele lat, a nawet przez całe życie.

W zjawisku parentyfikacji bardzo istotnym elementem jest fakt, że najczęściej nie jest to intencjonalne krzywdzenie dzieci. Istnieją oczywiście rodzice, którzy krzywdzą świadomie swoje dzieci i znęcają się nad nimi czerpiąc z tego przyjemność, ale jest ich niewiele, w porównaniu z tymi, którzy robią to nieświadomie, będąc jednocześnie przekonani, że mają pozytywne intencje i nie zrobili nigdy swojemu dziecku żadnej krzywdy. Rodzice tacy sami najczęściej nie mają świadomości, że zamienili się z dzieckiem rolami i że robią mu w ten sposób coś złego. Bardzo często sami byli ofiarami podobnych procesów w swoim własnym dzieciństwie, bo sami byli wychowywani na "dzielne" i "odpowiedzialne" dzieci. Uważają przy tym, że dzięki temu "wyrośli na ludzi" i w związku z tym, tymi samymi metodami posługują się sami będąc rodzicami.

Jak więc stwierdzić, czy krzywdzimy własne dzieci, kiedy prosimy je o pomoc lub powierzamy im odpowiedzialne zadania? Skąd mamy wiedzieć, kiedy jako rodzice przekraczamy tę granicę? Przede wszystkim warto się zastanowić, czy zadania i role, które podejmują dzieci są adekwatne do ich wieku oraz możliwości emocjonalnych i rozwojowych. Nie każda sytuacja, w której dziecko przejmuje odpowiedzialność lub wyręcza w czymś dorosłego jest czymś złym. Jednak wpychanie dzieci w zadania, które nie powinny być ich rolą, ponieważ są nieadekwatne do ich wieku i możliwości rozwojowych ma charakter ukrytej traumy, zwłaszcza jeśli dzieje się to regularnie i w sposób nieuświadomiony zarówno przez rodzica, jak i dziecko. Ukrytej ponieważ nikt nie widzi w tym nic złego. Samo dziecko również nie ma świadomości, że robi coś ponad swoje siły, a wręcz jest dumne z tego, że pełni ważną funkcję, czuje się zauważone, potrzebne i chwalone.


Istnieją też pewne sytuacje sprzyjające pojawieniu się zjawiska parentyfikacji. Możemy do nich zaliczyć m.in.:

- wychowywanie w rodzinie z problemem uzależnienia,

- wychowywanie przez rodzica/rodziców z chorobą, zaburzeniami lub różnego rodzaju problemami emocjonalnymi,

- wychowywanie dziecka po rozstaniu rodziców przez jednego rodzica, lub przez dwoje skłóconych rodziców prowadzących ze sobą niekończącą się wojnę,

- wychowywanie przez bardzo młodych lub niedojrzałych emocjonalnie rodziców,

- wychowywanie w rodzinie z niepełnosprawnością jednego z członków rodziny,

- wychowywanie w rodzinach ubogich lub z poważnymi problemami finansowymi.

Najczęściej dziecko jest wtedy wciągane w świat tych problemów i emocji jako ich regulator, traktowane jako sojusznik, towarzysz, opiekun, wybawiciel lub wręcz terapeuta.

Mogą to być sytuacje, kiedy dziecko:

- pociesza rodzica w stanach depresyjnych lub nawet wyręcza z codziennych obowiązków,

- pociesza rodzica po rozstaniu lub rozwodzie,

- pilnuje rodzica, żeby wykonywał swoje obowiązki lub opiekuje się nim,

- zarządza życiem domowym i planuje za rodzica,

- rezygnuje ze swoich planów, żeby zająć się rodzicem lub pomóc mu w jego zadaniach,

- bierze na siebie rolę powiernika zwierzeń i problemów rodzica,

- zawiera sojusz z rodzicem, towarzyszy i lojalnie stoi po jego stronie w każdej konfliktowej sytuacji z drugim rodzicem lub innymi osobami z otoczenia,

- uspokaja rodzica niepanującego nad emocjami,

- regularnie stara się swoim zachowaniem poprawiać humor zmęczonego lub smutnego rodzica,

- mobilizuje rodzica do różnych codziennych czynności i aktywności lub wykonuje je za niego,

- podejmuje działania mające na celu zapobieganie różnym sytuacjom np. związanym z nałogiem rodzica lub jego niekontrolowaniem emocji,

- bierze odpowiedzialność za zaniedbania rodzica spowodowane nałogiem lub inną niemocą, (np. sprzątając po imprezach, ukrywając zdarzenia i zaniedbania),

- zarabia pieniądze za rodzica lub wykonuje za niego zadania zawodowe, w czasie kiedy on nie jest do tego zdolny,

- usprawiedliwia rodzica przed innymi i staje w jego obronie,

- pełni rolę bufora lub mediatora w relacji rodziców lub innych skłóconych członków rodziny,

- jest regulatorem stanów emocjonalnych rodziców/rodzica,

- dba o dobry nastrój rodzica/rodziców lub innych członków rodziny.


Tożsamość takiej osoby jest budowana na pomaganiu i zajmowaniu się innymi, a nie na odkrywaniu siebie. Taki człowiek w dorosłym życiu nie wie, co to znaczy być sobą, bo nigdy nie miał okazji się tego dowiedzieć. Jeśli ktoś był regulatorem emocji dla rodzica, to najczęściej w czasie, kiedy to się działo wykształcił się swego rodzaju przymus takiego zachowania, który może i niestety często skutkuje odtwarzaniem tej roli w dorosłym życiu w różnego rodzaju relacjach. Taka osoba w pewnym sensie czuje niemożliwą do opanowania potrzebę opiekowania się wszystkimi dookoła, nie widząc, że zawsze robi to kosztem siebie samego, przedkładając cudze potrzeby emocjonalne ponad swoje, lub czasem wręcz nawet nie mając świadomości jakichkolwiek swoich potrzeb, które są spychane do nieświadomości i ujawniają się w postaci stanów depresyjnych, lękowych, zaburzeń psychosomatycznych lub w inny pośredni sposób. Cały czas jest przeciążona, co prędzej czy później musi mieć swoje konsekwencje, najczęściej zdrowotne. Zdarza się również, że kompensacją nadmiernej eksploatacji w dzieciństwie w roli opiekuna rodziców jest unikanie relacji w dorosłym życiu i swego rodzaju przewrażliwienie na punkcie robienia czegokolwiek dla innych. Taka osoba, ekstremalnie wyczerpana spełnianiem oczekiwań dorosłych w dzieciństwie nie jest w stanie już nikim się opiekować, ponieważ każda sytuacja, w której musi coś dla kogoś zrobić aktywuje w niej wszystkie nagromadzone i wyparte w dzieciństwie emocje i jedyną opcją staje się ucieczka przed tymi emocjami i unikanie takich sytuacji, ponieważ są one niemożliwe do pomieszczenia. Ma wrażenie bycia ciągle wykorzystywaną i nieszanowaną przez innych. Wszystkie nagromadzone emocje i pretensje do rodziców, które nigdy nie zostały wyrażone i konstruktywnie przeżyte, przeżywa teraz w stosunku do różnych osób ze swojego otoczenia przypisując im najczęściej w sposób nadmiarowy lub wręcz urojeniowy różne złe intencje i nadużycia. Co gorsza osoby z otoczenia takiego sparentyfikowanego dziecka nie są w stanie uniknąć tych oskarżeń, bo nawet drobne, zwyczajne dialogi, w których pojawia się choćby najmniejsza prośba lub uwaga są postrzegane jako inwazja i ekstremalne nadużycie. Ukryta trauma z dzieciństwa pozostaje nieuświadomiona, natomiast jej konsekwencje są wyraźnie widoczne i czasami stają się jedynym powodem do poszukiwania profesjonalnej pomocy.

Wśród innych skutków i konsekwencji parentyfikacji, które można zauważyć w dorosłym życiu, oprócz opisanych powyżej dwóch schematów zachowania unikania relacji lub obsesyjnego opiekowania się wszystkimi wokół, możemy wymienić:

- ukrytą złość i cały ogromny wachlarz różnych jej konsekwencji przede wszystkim uniemożliwiający budowanie zdrowych i bezpiecznych relacji z innymi.

- ciągłe poczucie winy - z jednej strony powstałe już dzieciństwie na skutek podjęcia roli ponad swoje możliwości i niemożliwości jej spełnienia, ciągnące się jako ciągłe poczucie bycia niewystarczająco dobrym. Z drugiej strony jako przeżywanie poczucia winy w każdej sytuacji, kiedy taka osoba zajmuje się sobą lub zauważa swoje potrzeby, ponieważ nie jest to dla niej czymś naturalnym.

- wstyd - w dzieciństwie z powodu braku rodzica takiego jak mają inni, ale także z powodu ciągłego poczucia, że nie jest się wystraczająco dobrym.

- problemy ze znalezieniem słów na opisywanie emocji, spowodowane potrzebą ich wyparcia w dzieciństwie, w którym nie było na nie miejsca, w skrajnych przypadkach prowadzące do aleksytymii (niezdolność do rozumienia lub identyfikowania emocji oraz ich nazywania i wyrażania).

- trauma w ciele - zaburzony rozwój cielesności (niezadowolenie z ciała, instrumentalny stosunek do ciała, nieszanowanie ciała, zaniedbywanie ciała, brak kontaktu z ciałem, problemy z seksualnością, zaburzenia odżywiania, niechęć do własnego ciała, okaleczenia i różne choroby).


Co w takim razie możemy zrobić, żeby nie zrobić krzywdy własnym dzieciom? Jedyna odpowiedź, która przychodzi mi do głowy, to paradoksalnie: zająć się sobą. Zaopiekować się sobą po to, żeby nie musiały tego robić za nas nasze dzieci. Wtedy będziemy w stanie również adekwatnie zaopiekować się nimi. Poszukać i wyleczyć swoje traumy, po to by nie powielić wyniesionych z własnego dzieciństwa uszkodzonych i destrukcyjnych schematów i nie stosować ich na własnych dzieciach. Przyjrzeć się sobie i zastanowić nad swoim dzieciństwem i jeśli były w nim elementy wymagające przeanalizowania i przepracowania poświęcić im czas i poszukać sposobu na skorygowanie błędnych schematów i przekonań. Przemyśleć, czy sami nie jesteśmy obciążeni parentyfikacją, czy unikamy bliskości, czy może zajmujemy się nadmiernie wszystkimi dookoła tylko nie sobą. Zastanowić się nad tym czy, gdzie, kiedy i z jakiego powodu odczuwamy złość, winę i wstyd, bo być może trzeba się nimi zająć i od nich uwolnić, żeby nie obciążać nimi nieświadomie własnych dzieci. Zastanowić się nad tym, jaki mamy stosunek do własnego ciała i jeśli nie jest właściwy poszukać sposobu na zbudowanie takiej relacji z samym sobą, żeby możliwe było również traktowanie ciała z należytym szacunkiem i troską. Dzięki temu będziemy mogli zatroszczyć się o nasze dzieci i ich ciała, a także nauczyć ich opiekowania się sobą, dzięki czemu w przyszłości będą potrafiły dbać o siebie, swoich bliskich i nie będą krzywdzić swoich dzieci, a naszych wnuków...


Uniwersalną zasadą w każdej relacji jest to, że nie da się dać komuś czegoś, czego się samemu nie ma. Jeśli chcemy być wystraczająco dobrym rodzicem dla własnych dzieci, nie robić im krzywdy i zapewnić im prawidłowy i bezpieczny rozwój, musimy najpierw uzdrowić nasze wewnętrzne dziecko i przepracować wszystkie swoje traumy z dzieciństwa, zwłaszcza te ukryte, co czasami może być trudne, jeśli wydaje nam się, że wszystko jest w porządku, byliśmy dumni z opiekowania się własnymi rodzicami i teraz jesteśmy dumni z tego, że takie samo oparcie znajdujemy we własnych dzieciach...





Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page