23 luty to światowy dzień walki z depresją. W mediach pełno statystyk o rosnącej liczbie samobójstw, wystawianych recept na leki przeciwdepresyjne oraz innych przerażających informacji. I choć to wszystko prawda, depresja zbiera żniwa i staje się chorobą cywilizacyjną, z powodu której cierpi coraz więcej osób, to warto mieć świadomość, że nie każdy stan depresyjny jest czymś złym. Można też mieć wątpliwości, czy przypadkiem w obecnych czasach nie jest to w pewnym sensie zdrowy objaw w odpowiedzi na zmieniający się wokół nas świat. Coraz szybsze tempo życia, wojny, konflikty polityczne, konsumpcyjnie napędzana gospodarka, media profilujące treści i doprowadzające do coraz większej polaryzacji poglądów, zmiany klimatyczne i coraz większa degradacja planety, to tylko kilka z powodów, które zdrowego, wrażliwego człowieka mogą co najmniej martwić, często przerażać, a nawet powodować stany depresyjne. I jest to właściwa i adekwatna reakcja, więc warto się zastanowić nad tym, czy to sama depresja jest problemem, czy raczej jej źródła i przyczyny? Filozof Jiddu Krishnamurti już w ubiegłym wieku wypowiedział słynne słowa: "Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa." Współcześnie o depresji i o tym, że nie ma na nią społecznego przyzwolenia pisze w swoich książkach między innymi Tomasz Stawiszyński.
W procesach terapeutycznych depresję często traktuje się jednak jako swego rodzaju komunikat lub też ważny stan, który może być wykorzystany jako okazja do transformacji i głębokich zmian, ponieważ jej przyczyna, jeśli do niej dotrzemy, może być bardzo wartościowym i bogatym źródłem informacji o nas samych. W psychoterapii jungowskiej na niektórych etapach pracy (np. w trakcie pracy z cieniem) jest to wręcz pożądany objaw, świadczący o tym, że proces zachodzi właściwie i postępuje. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że ktoś kto odkrywa nagle swoje mroczne, dotąd wypierane aspekty, takie, których całe życie unikał i nie dopuszczał do świadomości będzie z tego powodu zadowolony. Konfrontacja z samym sobą i tym, czego w sobie nie chcemy widzieć bywa bardzo bolesna i może wywołać stan depresyjny, ale w tym konkretnym przypadku jest to uzasadnione i potrzebne do tego, by proces ten mógł się potoczyć dalej w kierunku oczekiwanych zmian. Wzrost i rozwój zachodzi niestety najczęściej w kryzysach, więc warto spróbować spojrzeć na nie jak na okazję do refleksji i spróbować je kreatywnie wykorzystać.
Kreatywne wykorzystanie kryzysów oczywiście najbardziej widoczne jest w sztuce. Wielu wielkich artystów tworzyło swoje największe dzieła w najtrudniejszych okresach swojego życia, a okres największego rozkwitu ich twórczości przypadał właśnie na okresy depresyjne. Jako przykład może posłużyć choćby Vincent van Gogh, który namalował wiele obrazów przebywając w szpitalu psychiatrycznym, czy Pablo Picasso i tzw. "błękitny okres" w jego sztuce, zdominowany przez emocje, które wywołało samobójstwo przyjaciela. Wśród innych przedstawicieli wybitnej, depresyjnej twórczości są m.in. Virginia Woolf, Ludwig van Beethowen, Michał Anioł, Edgar Degas, Edward Munch, Frida Khalo, Andrzej Wróblewski, czy Zdzisław Beksiński.
Pablo Picasso, Stary gitarzysta (1903–1904)
Czy depresja może zatem sprzyjać twórczości? Do pewnego stopnia tak, ale warto też mieć na uwadze, że charakterystyczne dla depresji objawy takie jak: apatia, otępienie, spadek zainteresowania światem zewnętrznym, niska samoocena, skłonność do pesymizmu, brak energii i poczucia sensu, lęk i niepokój mogą też przy osiągnięciu pewnej skrajnej intensywności uniemożliwiać tworzenie. Istnieją w biografiach znanych artystów również historie o tym, że podczas bardzo intensywnych epizodów depresyjnych mieli oni przerwę w swojej twórczości, ponieważ po prostu nie byli w stanie tworzyć.
Carl Gustav Jung w czasie kiedy tworzył Czerwoną Księgę zamknięty w swojej wieży był w głębokim kryzysie, przez niektórych uważanym nawet za stan psychotyczny. W różnych, czasem także kryzysowych momentach swojego życia malował, rzeźbił i zachęcał do tego swoich współpracowników i pacjentów. Niewątpliwie był on jednak osobą posiadającą wysokie umiejętności radzenia sobie z treściami pochodzącymi z nieświadomości i potrafił z nich wydobyć bardzo wiele, nawet kosztem cierpienia jakie w tym czasie przechodził. Traktował artystyczne formy wyrazu jako sposób wyrażenia tych treści, których nie da się wyrazić słowami w sposób bezpośredni. Jego pacjenci często przynosili do gabinetu obrazy i rysunki, których czasami początkowo niezrozumiała symbolika z czasem przyczyniała się do rozwikłania różnych problemów w procesach terapeutycznych, a jej interpretacja doprowadzała do zrozumienia wewnętrznego świata pacjenta. Joy Schaverien (brytyjska analityczka jungowska) w swojej książce: „The Revealing Image: Analytical Art Psychotherapy in Theory and Practice” opowiada o pracy z wieloma pacjentami przynoszącymi obrazy do gabinetu, opisując ją jako proces, w którym obraz, lub inne dzieło pacjenta pełni rolę mediatora zarówno w relacji terapeutycznej, jak i w podzielonym, wewnętrznym, niedostępnym i niezrozumiałym dla pacjenta świecie, doprowadzając z czasem do zrozumienia i integracji podzielonych treści, a zatem w konsekwencji często także do ustąpienia objawów, z którymi pacjenci zgłaszali się na terapię.
Wybór tematu, kolorystki, materiałów, metody tworzenia i innych elementów procesu twórczego, jeśli tworzymy w czasie kryzysu lub jakiegoś toczącego się konfliktu wewnętrznego często nie jest przypadkowy, a sama ekspresja twórcza służy wyrażeniu treści, których w tym momencie nie jesteśmy w stanie inaczej wyrazić. Dzięki wyrażeniu ich pośrednio w tym procesie możemy pozbyć się w jakimś stopniu nadmiaru nagromadzonych emocji, niepokoju, a nawet na chwilę przywrócić poczucie równowagi wewnętrznej. Jeśli jednak ma się dzięki temu dokonać jakaś zmiana wg Junga konieczna jest interpretacja i integracja, o których sam pisał tak:
„(…) nie wystarczy aktywność polegająca tylko na przedstawieniu. Trzeba bowiem ponadto, aby obrazy te zostały zrozumiane pod względem emocjonalnym i intelektualnym, bo jedynie dzięki temu mogą one zostać zintegrowane ze świadomością nie tylko w sposób racjonalny, lecz również na płaszczyźnie moralnej; obrazy te powinny jeszcze zostać poddane syntetycznej pracy objaśnienia...".
Taką pracę podejmuje się w procesie psychoterapii i arteterapii jungowskiej, jeśli pacjenci mają potrzebę uwzględnienia ich twórczości pojawiającej się w procesie, lub jeśli są gotowi spróbować wyrazić treści, których nie potrafią wyrazić słowami za pomocą np. rysunku. Założenie, że jest to metoda dla tych, którzy mają wysoko rozwinięte zdolności artystyczne jest błędne. Czasem bywa wręcz przeciwnie, osoby z wykształceniem artystycznym bywają „zbyt świadome” i skupiają się na warsztacie i technice, co utrudnia treściom nieświadomym wyłonienie się w ich pracy. Ich wewnętrzny krytyk jest trudny do ujarzmienia, ale jeśli się to uda również zyskują wgląd w treści nieświadome i lepsze zrozumienie siebie. Wśród popularnych, artystycznych metod pracy terapeutycznej w psychoterapii jungowskiej znajdują się także takie jak: Authentic Movement, czy Sandplay Therapy. Analiza snów, czy też odwoływanie się do mitów, legend i baśni w celu odnalezienia w nich fragmentów siebie, to także sposób na wykorzystanie różnych form sztuki i obrazów, nie tylko w stanach depresyjnych, choć niewątpliwie właśnie w takich stanach najczęściej pojawia się największa potrzeba zmian, wglądu w nasz wewnętrzny świat i jego zrozumienia.
Sama arteterapia w swojej klasycznej odsłonie, chętnie wykorzystywana jest w pracy z pacjentami depresyjnymi. Sztuka pomaga im lepiej zrozumieć siebie, poprawić nastrój, a także zwiększyć poczucie własnej wartości. W procesie tworzenia istnieje możliwość wyrażenia emocji w sposób bezpieczny i akceptowalny, dzięki czemu pacjenci doświadczają wewnętrznej ulgi. W procesach grupowych, dzięki wspólnemu tworzeniu i omawianiu prac przełamują poczucie samotności i izolacji społecznej, nawiązują relacje, lepiej wyrażają swoje myśli i uczucia, a także doświadczają zrozumienia i wsparcia ze strony innych uczestników grupy. W efekcie dochodzi do zredukowania poziomu stresu, napięcia i lęku. Istnieją też dedykowane, arteterapeutyczne ćwiczenia relaksacyjne, takie jak: technika Zentangle, malowanie lub kolorowanie mandali, sesje muzyczne z użyciem gongów tybetańskich, mis i instrumentów archaicznych, wykorzystywane nie tylko w leczeniu depresji.
Na koniec chciałabym podkreślić, że nie jest moim celem gloryfikowanie stanów depresyjnych, czy namawianie do porzucania lub niepodejmowania leczenia. W wielu przypadkach leczenie farmakologiczne jest konieczne i prowadzone równolegle w procesach terapeutycznych, w których często ważna i potrzebna jest współpraca psychoterapeuty z lekarzem psychiatrą. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na fakt, że można spróbować potraktować depresję, jako swego rodzaju posłańca, który chce przekazać nam wiadomość pochodzącą z naszego wewnętrznego świata. Warto podjąć próbę odczytania i zrozumienia tej wiadomości, bez względu na metodę, której do tego użyjemy. Każdy sposób będzie dobry, jeśli doprowadzi do rozszyfrowania tej zagadki, wyjścia z depresji i zmiany w rozumieniu siebie i otaczającego nas świata. Sztuka bez względu na to, czy będziemy jej twórcami, czy odbiorcami może w tym pomóc, bo w różnych jej odsłonach możemy odnaleźć i dzięki temu lepiej zrozumieć siebie, czego nam wszystkim z okazji światowego dnia walki z depresją życzę.
コメント